Większość z nas pewnie siedzi właśnie na kanapie z herbatą w ręku i zastanawia się czy ten ‘ostatni’ koktajl wypity wczorajszej sylwestrowej nocy, który przyczynił się do dzisiejszego bólu głowy, był na pewno potrzebny. Ja już jestem po trzech herbatach i zastanawiam się jaki był ten stary rok. Co się wydarzyło, co się zmieniło, co nowego przyniosły minione 12 miesięcy? Patrząc wstecz, rok 2017 był zdecydowanie pełen przygód, niesamowitych podróży i aktywnego wypoczynku. Spełniło się kilka marzeń. Zdobyłam nowe doświadczenia, tak w życiu zawodowym jak i osobistym. Nie obyło się bez paru gorszych dni i upadków ale bądź co bądź był to dobry rok. Ośmielę się nawet powiedzieć, że był to świetny rok!
Styczeń
Rok 2017 rozpoczęliśmy na sportowo. I to nie byle jak! Standardowe 6 dni na stoku zamieniliśmy na 8 intensywnych i całodziennych sesji narciarsko-snowboardowych na jednym z największych połączonych stoków narciarskich na świecie: Les Arcs – La Plagne. Warunki dopisały! Nacieszyliśmy się pięknym słoneczkiem ale przede wszystkim świeżym puchem i zjazdami na nieratrakowanych trasach, których w Les Arcs zdecydowanie nie brakowało. 8 dni na stoku jednak dały nam w kość i to do tego stopnia, że ostatniego dnia musiałam się zmuszać żeby stanąć na desce. I bardo dobrze, bo po powrocie nie było już mowy o snowboardowym niedosycie!
Luty
W lutym udało nam się wyrwać na weekend do Szkocji. Sportowy motyw rozpoczęty w styczniu, towarzyszył nam również i tam, gdzie dnie zapełniliśmy sobie jazdą konną, moim pierwszym w życiu kolarstwem górskim na specjalnie przygotowanych do tego trasach oraz trekkingiem w dość nieprzyjemnych, wietrzno-deszczowych warunkach. Taki fizyczny wysiłek na świeżym powietrzu, w surowym szkockim klimacie chyba nie ma sobie równych, jeśli chodzi o mentalną regenerację. To nie był mój pierwszy wyjazd w te rejony i zdecydowanie nie ostatni!
Scotland in February?! Outdoorsy Weekend Getaway
Marzec
Przeminął na spokojnie, bez opuszczania Cambridge ale za to zwiedzając na rowerze lokalne wioski i planując kolejne wyjazdy 😉


Kwiecień
Przyniósł nam więcej słońca i jeszcze więcej sportowych doznań. Ze schowka wyjęliśmy nasz, już trochę zakurzony, sprzęt kitesurfingowy i rozpoczęliśmy sezon w kraju do którego uwielbiam wracać. Mowa oczywiście o Włoszech aczkolwiek w trochę innej i nowej dla nas, wyspiarskiej wersji. Sardynia, ugościła nas przepysznym jedzeniem, przyjemnym wiosennym ciepełkiem, które w tym czasie jeszcze nie dotarło do UK, niesamowitymi plażami z krystalicznie czystą i niewyobrażalne niebieską wodą, no i przede wszystkim wiatrem, o który modliliśmy się w marcu planując wyjazd. Udało nam się pośmigać na kajcie, opić Aperol Spritzem, odkryć tajemnicze i prawie endemiczne dla wyspy kamienne budowle Nuraghe, poznać wielkanocne zwyczaje Sardyńczyków i całkiem przypadkiem dowiedzieć się, że szczycą się oni długowiecznością (na 100 000 mieszkańców przypada aż 22 stulatków!).
Jeszcze na sam koniec kwietnia, wykorzystując długi weekend, zorganizowaliśmy sobie mini wycieczkę objazdową po hrabstwie Norfolk. Na chwilę przenieśliśmy się w czasie odkrywając, w większości niestety już ruiny, średniowiecznych zamków i klasztorów oraz poznając historie ich właścicieli i osób, które niegdyś zamieszkiwały ich mury. Nie obyło się oczywiście bez aktywnego wypoczynku. Prosto z Norfolk przetransportowaliśmy się do Parku Narodowego Peak District aby po całym dniu w samochodzie rozprostować kości i pochodzić po górach.
Maj
Majowe weekendy upłynęły nam przede wszystkim na wypadach na kajta i grillowaniu. W ten ‘napięty’ grafik udało nam się jednak wcisnąć wyjazd do Parku Narodowego Lake District, który, jak nazwa wskazuje, przyciąga turystów licznymi jeziorami. Nie samymi jeziorami jednak żyje człowiek więc są pomiędzy nimi dodatkowo rozsiane góry. W związku z tak pięknie ukształtowanym terenem, Lake District jest jednym z najczęściej odwiedzanych parków narodowych w UK. Wstyd się przyznać, że zajęło mi ponad 4 lata, żeby w końcu wybrać się w to miejsce.
Czerwiec
Ahh co to był za miesiąc! Weekendy zapełniły się mniej lub bardziej formalnymi imprezami a do tego udało mi się spełnić marzenie, które odkładałam przez dobrych kilka lat. Na własne oczy (a nie jak przez te wspomniane kilka lat na tapecie pulpitu) zobaczyłam klasztor opactwa Sénanque, czyli otoczony polami lawendy symbol Prowansji. Było słonecznie i upalnie. Chłodziliśmy się zimnym winem oraz kąpielami w basenach i turkusowej rzece Verdon, która wyrzeźbiła jeden z najgłębszych i najpiękniejszych kanionów w Europie. Zwiedziliśmy charakterystyczne prowansalskie miejscowości i lokalne markety. Prowansja odkryła przed nami odcienie niebieskiego o jakich się nie śniło. Było po prostu PIĘKNIE!
Sun, wine and Romans: Provence vol. 1
The colours of Blue: Provence vol. 2
W międzyczasie wyskoczyłam na weekend do Polski, odwiedziłam znajomych w Gdańsku, którzy zabrali mnie na śniadanie do nowej knajpy w Oliwie – JAK SIĘ MASZ (pyyycha) i zajechałam do mojego kochanego, rodzinnego Darłowa. Działo się w tym czerwcu!
Lipiec
Lipiec rozpoczęliśmy od Henley Royal Regatta czyli jednych z popularniejszych regat wioślarskich w UK. Były zwracające na siebie suknie, dziwne garnitury, wielkie kapelusze, pikniki z pięknie zastawionymi stołami i oczywiście, wylewający z siebie siódme poty, wioślarze. Weekend później pognaliśmy w Alpy, aby po kompletnie nieprzespanej nocy (spowodowanej opóźnionym lotem, zamkniętym lotniskiem i brakiem samochodu) zdobywać szczyty Dolomitów i wspinać się po tak zwanych Via Ferrata czyli z włoskiego ‘żelaznych drogach’. Nie obyło się bez skoków adrenaliny i powracających co chwilę wątpliwości, czy aby na pewno warto ryzykować życie wspinając się po stromych zboczach gór. Dla tych krajobrazów, które udało nam się zobaczyć było warto! Zmęczeni wspinaczką w trzydziestostopniowym upale, przenieśliśmy się nad przepięknie położone jezioro Garda aby na pokładzie motorówki poczuć się chociaż na chwilę jak gwiazdy 😉
Sierpień
Miał być stacjonarny, a wyszło jak zawsze. Wyjazdem last minute okazał się kitesurfingowy weekend w Devon, hrabstwie położonym w południowej części UK. To był najbardziej wymagający wypad na kajta, na którym kiedykolwiek byłam. Moje niewprawione nogi musiały się zmierzyć z pierwszymi prawdziwymi falami (tamte okolice to mekka surferów) na których pływałam. Nigdy do tej pory nie spędziłam też 6-7 godzin w wodzie non-stop (no może oprócz tych czasów kiedy bawiłam się w instruktora). Było ciężko ale warto jak cholera!
Wrzesień
Troszkę z nudów, troszkę z potrzeby wyrwania się po prostu ‘gdzieś’, odwiedziliśmy oddaloną o godzinę drogi od Cambridge ukrytą w szczerym polu piękną posiadłość z XVII wieku – Kirby Hall. Jej sąsiadujący ogród był kiedyś określany jako ‘najpiękniejszy ogród’ w Anglii! Mówi się w UK, że ciekawość zabiła kota. Dla mnie ciekawość jest sposobem na przetrwanie a jedyne co by mnie zabiło to nuda!
Wrzesień nie rozpieszczał nas jeśli chodzi o pogodę i trzeba to było naprawić. Wybór padł na Sri Lankę. W tydzień zrobiliśmy to, co zazwyczaj robi się przez 14 dni więc zdecydowanie nie był to wyjazd typu ‘relaks’. Było za to ciekawie i edukacyjnie. W górach zobaczyliśmy gdzie i jak rośnie herbata, jak się ją zbiera i suszy. W ogrodzie przypraw mieliśmy okazję zobaczyć jak się uprawia: cynamon, goździki, pieprz, wanilię i wiele innych przypraw, które na co dzień używamy w kuchni. W czasie tych siedmiu dni udało nam się poznać choć trochę tamtejszą kulturę i odkryć nowe smaki. I już chyba zawsze Sri Lanka będzie mi się kojarzyć z niesamowicie słodką herbatą podawaną z palącym buzię roti lub kottu.
Sri Lanka in one week: practical information
Październik
W październiku spełniło się kolejne marzenie, tym razem nie tak moje, jak mojej mamy, która zawsze chciała pojechać w góry na jesień. Nie mogłyśmy chyba wymarzyć sobie lepszej pogody. To akurat wtedy nadszedł ciepły front znad Sahary, który przyniósł dwudziesto stopniowe ciepełko i przegonił chmury. Na naszą górską eskapadę wybrałyśmy Kotlinę Kłodzką. Otoczone prawie bijącymi po oczach kolorami czerwieni, pomarańczy i żółci zdobyłyśmy Szczeliniec Wielki w Górach Stołowych i Wielką Sowę w Górach Sowich. Zwiedziłyśmy przepiękne uzdrowiska. Stanęłyśmy jedną nogą w Czechach. A na dokładkę weszłyśmy do tajemniczego podziemnego miasta, które miało być tajną kwaterą Hitlera. W życiu nie widziałam niczego podobnego. Rozległość tego kompleksu była wręcz niewyobrażalna. Tyle udało nam się zobaczyć w ciągu jednego weekendu, a wiem, że to tylko skrawek tego co kryje Kotlina Kłodzka!
Musiało mi być mało gór, bo jeszcze w tym samym miesiącu wybrałam się po raz drugi tego roku do Parku Narodowego Lake District. Co tu dużo mówić, było po prostu pięknie! Teraz już wiem, że jak jesień to tylko w górach.
Listopad
Zaliczyłam ostatnią tego roku sesję na kajcie co jest ewenementem na skalę światową, bo raczej nie lubię się pluskać w zimnej wodzie, od której odmarzają ręce i uszy. W listopadzie też spędziłam tydzień w Bostonie, co prawda służbowo, ale udało mi się wygospodarować jeden dzień na zwiedzanie miasta. Boston pozostanie mi w pamięci jako kulinarny raj, było naprawdę pysznie.
Grudzień
Po 7 latach przerwy, wróciłam do mojej ulubionej Lizbony, w której spędziłam niezapomniane pół roku na wymianie studenckiej. Zamiast biegać po zabytkach i innych miejscach typu ‘must see’ mieliśmy więc czas żeby leniwie przechadzać się wąskimi uliczkami Alfamy i po prostu przyjrzeć się miastu. Udało nam się też zobaczyć Lizbonę z pokładu żaglówki dzięki Airbnb experiences.
I na koniec, to właśnie w grudniu wybiła mi trzydziecha!
Wow! Dopiero patrząc na każdy miesiąc z osobna widzę jak dużo się wydarzyło i ile nowych miejsc udało mi się zobaczyć. Rok 2017 zdecydowanie należał do gór i aktywności na świeżym powietrzu. Było pięknie, smacznie i interesująco. Życzę każdemu (i sobie też) aby rok 2018 był równie niesamowity i aby przyniósł jeszcze więcej nowych wrażeń i cudownych wspomnień. Szczęśliwego Nowego Roku!
Ale super!!!! piękny rok! oby więcej takich :)))
LikeLiked by 1 person
Ojj tak, oby jak najwiecej 🙂
LikeLike