[PL & ENG] Californian love: The most amazing Yosemite Valley. Road trip part 2.

13-15 September 2016

Poprzedni post z tej serii jest tutaj.

Previous post from this series is here.

Wtorek…

…po prostu nie mógł zacząć się lepiej! No bo jak często dostaje się gofry na śniadanie??? Najedzeni i wypoczęci pożegnaliśmy się ładnie z Doliną Napa i ruszyliśmy w stronę Parku Narodowego Yosemite. Planowane 4,5 godziny drogi standardowo przeciągnęły się do 6 godzin ze wszystkimi przystankami, zakupami itd. Bliżej Yosemite zaczęliśmy szukać pola namiotowego – ponoć znalezienie miejsca na kemping w ostatniej chwili w samym sercu doliny jest praktycznie niemożliwe. Podobnie zresztą jak znalezienie pola namiotowego z prysznicami. Jedno miejsce zwabiło nas tym luksusem jednak niemiła pani recepcjonistka z twarzą przystrojoną kolczykami szybko się nas pozbyła swoją wątpliwą aparycją. Zapewne tego właśnie chciało przeznaczenie bo pół godziny później znaleźliśmy miejsce idealne czyli pole namiotowe „Diamond O” położone gdzieś po środku lasu. Otoczeni ogromnymi sosnami, bez dostępu do prysznica, ale za to z dostępem do toalety, która zasadniczo składała się z dziury w ziemi, nie mogliśmy chyba zbliżyć się bardziej do natury. I to było dokładnie to, czego chcieliśmy. Ok, może nie obraziłabym się na opcję z prysznicem, ale czy to aż źle nie brać prysznica przez 3 dni? Po rozbiciu namiotu, schowaniu jedzenia z dala od niedźwiedzi w specjalnych metalowych schowkach (tak, tak – w Yosemite grasują niedźwiedzie więc przechowywanie żywności w samochodzie lub namiocie to niezbyt dobry pomysł…), uiszczeniu opłaty (24 USD / dzień) byliśmy gotowi rozprostować kości. Padło na spacer do lokalnych wodospadów. 40 minut później wsłuchiwaliśmy się w kojące dźwięki lasu i szum wody ześlizgującej się z masywnych skał. Było po prostu idealnie. A to dopiero delikatne wprowadzenie do Parku Yosemite. Dzień zakończył się ogniskiem i pierwszej klasy Bolognese ugotowanym na przenośnej kuchence gazowej.

Tuesday…

…just couldn’t start any better, I mean how often one gets waffles for breakfast??? Fed and rested we were ready to leave Napa Valley and hit the road. Destination: Yosemite NP. Our expected 4.5 h drive turned into 6 hours thanks to all the stops on the way, shopping to get ready for camping, faffing around, etc. Closer to Yosemite we started looking for a campsite outside of the valley as getting a last minute camping spot in the heart of Yosemite is a mission impossible. So is finding a campsite with showers. We stopped off in one place that lured us with that luxury but an unpleasant receptionist with piercings all over her face scared us off. Obviously, it was exactly what the universe wanted for us because half an hour later we found a perfect place in the middle of the forest called ‘Diamond O’. Surrounded by massive pine trees, with no access to shower facilities but with a toilet that basically consisted of a hole in the ground, we just couldn’t get any closer to nature. And it was exactly what we wanted. Ok, maybe I could ask for a shower but hey, is it that bad to not shower for 3 days? With tent pitched up, food stored away from bears, paid fee ($24/day) we were ready to stretch our legs after a day spent in the car. We chose a short walk to local waterfalls and 40 min later we had the place to ourselves absorbing the beauty of water slipping down the massive rocks and listening to the soothing sounds of the forest. In that particular moment everything was simply perfect. And it was only a gentle introduction to the Yosemite NP. The day finished with a campfire and a Michelin star Bolognese cooked over a portable gas stove. Sweet!

IMG_20160913_130931901_HDRR0121788R0121915R0121789R0121793R0121796R0121799R0121800

Środa

Ajjj… ciężko jest wylegiwać się z rana w namiocie gdy temperatura na zewnątrz spada do około 3 stopni. Dodatkowo, wylegiwanie się utrudniał fakt, że przecież nie przyjechaliśmy na leniwe wakacje. Wczesne przebudzenie = więcej czasu na zwiedzanie. Kiedy w końcu wyczołgałam się z ciepłego śpiworka, rzeczywistość momentalnie uderzyła mnie w twarz. Naprawdę nie spodziewałem się aż takiego zimna. Jednak co się dziwić. Przyjechałam do Stanów zupełnie nieprzygotowana, bez odpowiedniego zestawu ubrań. Aby się ogrzać przywdziałam więc na siebie trzy warstwy tego co ze sobą przywiozłam i w wersji ‘na cebulę’ zabrałam się za jajecznicę. Gotowanie z zamrożonymi rękami okazało się niezłym wyzwaniem, zadaniu przyświecał jednak ambitny plan. Nasz dzień zakładał dużo aktywnego wypoczynku, który niewątpliwie miał pochłonąć mnóstwo energii. Przyzwoite śniadanie było więc koniecznością. Tak sobie pociągając nosem w czasie gotowania, w głowie zrodziła mi się następująca myśl: ‘misja na następne wakacje – sprawdzić pogodę’. W końcu gotowi, wyruszyliśmy na podbój samego serca doliny Yosemite. Po drodze widoki stawały się coraz lepsze aż powoli zaczęłam się nudzić sama sobą po raz kolejny powtarzając, jak piękne to wszystko było. Ale te krajobrazy naprawdę były piękne! Oszałamiające! Niesamowite! Po prostu brak słów. W samej już dolinie zatrzymaliśmy się obok gigantycznej granitowej ściany, która wyrosła z ziemi jakby niewiadomo skąd. Musiałam nieźle wykręcić szyję aby dojrzeć jej szczyt. To był sławetny El Capitan czyli skała o rozmiarze XXL (900 m). Sam jego widok onieśmielał a są przecież tacy, którzy się na niego wspinają! Można im zapewne pozazdrościć spektakularnych obrazków, które podziwiają z perspektywy tej przeogromnej ścianki. Aby poczuć klimat wspinaczki, udaliśmy się do Camp #4 czyli najpopularniejszego kempingu wśród wszystkich uzależnionych od wspinaczki. Ilość sprzętu, który zobaczyliśmy mówiła sama za siebie – to nie były przelewki. Aby zrozumieć ogrom El Capitan i poczuć atmosferę Yosemite, gorąco polecam obejrzeć film ‘Free Solo’, w którym Alex Honnold próbuje wspiąć się na najsłynnejszą pionową skałę doliny bez jakichkolwiek zabezpieczeń. Emocje trzymają do samego końca.

Wednesday

It’s really hard to have a lay in in the tent when the outside temperature drops to about 3 degrees. Also, we hadn’t really come for a lazy vacation. Early awakening = more time to explore. When I finally crawled out of the warm sleeping bag, the reality immediately hit me hard. I really didn’t expect that cold. I shouldn’t have been surprised, though as I came to the US completely unprepared, without a proper set of clothes. In order to warm up, I put on three layers of whatever I brought with me and started making scrambled eggs. Cooking with frozen hands turned out to be quite a challenge but the task was guided by an ambitious plan – a day filled with active recreation, which undoubtedly was to absorb a lot of energy. A decent breakfast for a busy day was therefore a must. So while sniffing and cooking, the following thought was born in my mind: ‘mission for the next vacation – check the weather’… Finally ready, we set off to conquer the very heart of the Yosemite Valley. On the way, the views became better and better until I slowly started to be bored with myself, once again repeating how beautiful everything was. But these landscapes were really beautiful! Stunning! Incredible! No words could describe it. Down in the valley, we stopped  off next to a gigantic granite wall that seemed to grow out of the ground unexpectedly. I really had to wriggle my neck up to see its peak. It was the famous El Capitan – the 900 m monolith. Just its sight was intimidating, and there are people who climb it! Surely the views that they get from there are enviable. To feel the climbing vibe we checked out Camp 4 – the most popular campsite within all the climbing addicts. The amount of equipment we saw spoke for itself – it was serious. To understand the enormity of El Capitan and feel the atmosphere of Yosemite, I highly recommend watching the movie ‘Free Solo’, in which Alex Honnold attempts to climb free (without ropes) this most famous vertical rock of the valley. Great film!

R0121803R0121916R0121922.jpg

R0121806
El Capitan

R0121814R0121815

W związku z tym, że dzień się dopiero rozpoczynał musieliśmy wybrać jakiś plan akcji. Opcji w Yosemite było niesamowicie dużo jednak my byliśmy uzależnieni od pewnego faktu. Otóż dwa dni wcześniej, będąc jeszcze w Dolinie Napa wzięliśmy z Jerome udział w loterii, której szczęśliwi zwycięzcy dostają pozwolenie na zdobycie szczytu Half Dome znajdującego się w Dolinie Yosemite. Tamtej środy nie wiedzieliśmy jeszcze czy owe pozwolenie udało nam się zdobyć, a od niego właśnie zależał plan dnia. W przypadku wygranej musielibyśmy oszczędzać nogi potrzebne na przemierzenie następnego dnia wyczerpującej, 16-milowej trasy. W końcu nadeszła jednak pora aby sprawdzić nasze szczęście. Jerome otworzył swojego maila i okazało się, że… przegrał. Szansa więc pozostawała w moich rękach. W mailu, który miałam za chwilę otworzyć tkwiła informacja czy następnego dnia będziemy wspinać się po metalowych kablach przymocowanych do stromej, granitowej skały, której maksymalne nachylenie dochodzi nawet do 45 stopni. Prawdę mówiąc bałam się otworzyć tego maila. Nie wiem nawet do końca czy tak naprawdę chciałam tę loterię wygrać i chyba po cichu życzyłam nam przegranej. Kliknęłam… otworzyłam… WYGRALIŚMY! ‘O matko, śmiać się czy płakać?!’. Half Dome z dolnej perespektywy wyglądał na ostatni szczyt, do którego chciałam się zbliżyć. Ale cóż, jak to mówią ‘nie ma ryzyka, nie ma zabawy’.  Nazajutrz czekał na nas 10-12 godzinny spacer rozpoczynający się o 5 rano więc tamtego dnia zdecydowaliśmy się na mniej intensywny wysiłek fizyczny.

Due to the fact that it was just the beginning of the day, we had to choose an action plan. The number of options in Yosemite was vast but we were dependant on one thing. Two days earlier, while still in the Napa Valley, Jerome and I took part in the lottery, whose happy winners get a permit to hike up the Half Dome summit located in the Yosemite Valley. That Wednesday, we didn’t know whether we won our permits and our day plan depended on it. In the event of a win, we would have to save the legs needed to traverse the next day an exhausting, 16-mile route. It was time to check our luck. Jerome opened his email and it turned out that… he lost. The last chance remained in my hands. In the e-mail that I was about to open, there was an information whether the next day we would climb a steep, granite rock which maximum incline reached up to 45 degrees. In truth, I was afraid to open that email. I don’t even know if I really wanted to win the lottery, and I probably wished us a losing vote. I clicked… I opened… WE WON! ‘Mother, laugh or cry?!’. Half Dome from the bottom of the valley looked like the last summit I wanted to get close to. But hey,  ‘no risk, no fun’, right? Since the following day was to start at 5 am and include 10-12 hour walk, we decided to take it easy and do a less intense physical exercise.

Lustrzane Jezioro

Poszliśmy tam aby zobaczyć odbicie Half Dome w tafli jeziora, niestety spóźniliśmy się o jakieś kilka miesięcy. Dzięki letnim ukropom i braku deszczu, woda z jeziora wyparowała i został sam piasek. Doprawdy, nie ma chyba nic bardziej rozczarowującego niż niezaspokojone oczekiwania. Myśl na przyszłość  – ‘nie mieć oczekiwań’.

Mirror Lake

We went there to see an amazing reflection of Half Dome in the lake, unfortunately we were late for some months. Thanks to the summer heat and the lack of rain, the water from the lake evaporated and all we found, was some sand. Indeed, there is nothing more disappointing than unsatisfied expectations. Remember for the future – ‘have no expectations’.

IMGP0534IMGP0537

Tunnel View

Gdybym chciała opisać to miejsce jednym słowem, powiedziałbym, że to słowo nie zostało jeszcze wymyślone. Absolutnie niesamowite miejsce z widokiem na całą dolinę Yosemite. Dodatkowym plusem był fakt, że można tam było podjechać samochodem.

Tunnel View

If I wanted to describe that place in one word, I would say that this word has not yet been invented. An absolutely amazing place overlooking the entire Yosemite Valley. The great thing was that we were able to drive there.

IMGP0555IMGP0560IMGP0568IMGP0577

Inspiraton Point

O to, czy Inspiration Point był inspirujący, mogłabym się kłócić. Widok z tamtego miejsca nie dorównywał ani trochę Tunnel View, a co gorsza wymagał wejścia pod górę i kosztował mnie wiele ciężkich oddechów. Zdecydowanie nie wart wysiłku.

Inspiration Point

I could argue whether the Inspiration Point was inspiring. The view from that place wasn’t at all as good as from the Tunnel View, and what’s worse, it required climbing uphill and cost me a lot of heavy breaths. Definitely not worth the effort.

IMGP0605IMGP0603

Glacier Point

Ponownie, świetnie miejsce, do którego łatwo dojechaliśmy samochodem. Gdybyśmy chcieli być super ambitni, moglibyśmy tam dotrzeć na pieszo (istnieje trasa) ale oczywiście musieliśmy chronić nasze nogi… Widok z lodowca jednocześnie zapierał dech w piersiach jak i przerażał. Mój strach został zapewne zamplifikowany widokiem szczytu Half Dome, który stamtąd wydawał się jeszcze większy i bardziej niedostępny niż wcześniej. Niemniej jednak był to wspaniały punkt widokowy.

Grillowany stek zakończył nasz, pełen wrażeń, dzień. No i prysznic z mokrych chusteczek.

Glacier Point

Again, a great place that we easily reached by car. If we wanted to be super ambitious, we could get there on foot (there is a trail) but of course we had to protect our legs… The view from the glacier was breathtaking and, at the same time, terrifying. My fear was probably amplified by the view of the Half Dome summit, which seemed from there even higher and more inaccessible than before. Nevertheless, it was a great view point.

The grilled steak ended our exciting day. And a wet wipe shower.

R0121824

R0121840
Half Dome in the background

R0121842

IMGP0622
My facial expression says everything…

R0121912

Czwartek

Tak jak planowaliśmy, rozpoczął się bardzo wcześnie i składał się przede wszystkim z wejścia na Half Dome i zejścia z niego. Pogoda na wędrówkę była idealna, przez cały dzień świeciło słońce i mimo tego, że był to koniec września, powietrze przesiąknęte było gorącem. Wejście na górę może nie było bułką z masłem ale też nie było tak trudne, jak opisywał to Internet. Dobra kondycja zdecydowanie przydała się w czasie tej wędrówki. Jeśli chodzi o sam szczyt Half Dome, to do dziś mam ciarki na myśl o wspinaniu się na ten łysy monolit. W mojej głowie wciąż tkwi obraz osób, które ledwo trzymały się przymocowanych do skały metalowych kabli. W każdej chwili, któraś z tych osób mogła się puścić i zabarać ze sobą każdego, kto znajdował się poniżej. Wspinaczka na Half Dome cały czas góruje na liście najbardziej niebepiecznych rzeczy jakie do tej pory zrobiłam.

Thursday

As planned, Thursday started very early and consisted primarily of hiking up the Half Dome and descending from it. The weather was perfect, the sun was shining all day long, and despite the fact that it was the end of September, the air was steeped in heat. The hike maybe wasn’t the easiest, but it was definitely not as difficult as described on the Internet. Good physical condition came in handy during this trip though. As for the very top of Half Dome, I still have shivers when I think of climbing this bald monolith. There is still a picture in my head of people who could barely hold on to the metal cables attached to the rock. At any moment, one of these people could go off and take down anyone who was below. Climbing Half Dome is still one of the most dangerous things I’ve done in my life.

img_20160915_072705601_hdr.jpgR0121844R0121845R0121846R0121848R0121849R0121856R0121864R0121866R0121867IMG_20160915_141437531R0121868R0121875R0121879R0121886R0121887R0121891R0121902R0121903

Wszystkie miejsca opisane powyżej są zaznaczone na mapce poniżej 🙂

All places described above are marked on the map below 🙂

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s